sobota, 28 lutego 2015

Grupa

Kilka miesięcy temu pisaliśmy o sile zespołu. O tym, jak to jest, gdy ludzie działający razem osiągają więcej, niż dokładnie taka sama liczba osób pracujących oddzielnie. O wzajemnym uczeniu się od siebie, inspirowaniu, motywowaniu, współdziałaniu, wspólnej wizji i celu, na którym zależy wszystkim razem, a nie każdemu z osobna. O patrzeniu w tym samym kierunku i dzieleniu pasji; i jeszcze o tym niesamowitym uczuciu przynależności do wspólnoty, radości z bycia razem i mnożeniu satysfakcji.

Wpadł nam właśnie w ręce wywiad z trenerem naszej reprezentacji siatkarskiej, Stephane'm Antiga ("Przegląd Sportowy", Kamil Składkowski). Poniżej krótki tylko wyjątek, jedno pytanie i jedna odpowiedź:

"Co będzie kluczowe w tym szalonym roku?

Grupa. Od pierwszego dnia o tym mówiłem. Było to dla mnie kluczowe w czasie, gdy jeszcze grałem, jest kluczowe i teraz. Zwyciężaliśmy dlatego, że budowaliśmy między sobą więzi. Każdy był w stanie skoczyć w ogień za drugiego. To był klucz. Najważniejsze, by wszyscy pracowali dla dobra zespołu, a nie tylko dla własnych celów. Muszą przestać myśleć w kategoriach ja, a zacząć my. W poprzednim sezonie praca w grupie okazała się chyba naszą największą bronią."

Właśnie wyruszamy na nasze kolejne projektowe spotkanie, pierwsze w tym roku, ale ósme w ogóle. Już ósme! Zobaczymy się w Wilnie i coś nam mówi, że to znów nie będzie jednorazowy zlot uczestników wydarzenia odbywającego się pod tym samym adresem, ale spotkanie fantastycznej grupy, która "w międzyczasie" mieszka rozproszona po Europie.

EDI...

sobota, 21 lutego 2015

Zawiść a sprawa polska, czyli... O nas 3

No i robi nam się seria, jak ze "Szczękami", "Rocky'm" albo "Gwiezdnymi wojnami". Na szczęście albo trudno; uważamy jednak, że przeglądania się w zwierciadle i wyciągania wniosków nigdy dosyć. Jak to z lustrem: czasem lubimy to, co widać, a czasem nie... Dziś o zawiści.

Czy wiecie, jakie grzechy główne najbardziej potępiają Polacy? Zdradę (84%), kłamstwo (73%) i zawiść właśnie (63%). Obżarstwem przejmuje się mniej niż co drugi. Może kwestionariusze CBOS wypełnialiśmy przy jedzeniu?

Zawiść - wg wszelkich badań - jawi się jako nasza główna wada narodowa, która w znacznym stopniu buduje stereotyp Polaka za granicą. O ile "odwieczne" stereotypowe przekonania, że Polacy są leniwi, niekompetentni i agresywni, a do tego kradną i piją, są coraz słabsze, bo nie znajdują odzwierciedlenia w rzeczywistości, wciąż aktualne pozostają trzy: zawiść, nietolerancyjność i cwaniactwo. Badanie przeprowadzono na zlecenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych w 2013, a respondentami byli Polacy, turyści zagraniczni i obcokrajowcy mieszkający w Polsce, a także stykający się z polskimi imigrantami w swoich krajach.

Zawiść: negatywne uczucie, u którego podstaw leży fakt, że ktoś ma coś, czego nie mam ja - pozycję, pieniądze, urodę... Polegające wcale nie na tym, że mogę albo chcę mieć to samo lub więcej, ale na tym, by... nie miał ten "ktoś". Zwykle towarzyszy mu gniew, złość i poczucie krzywdy. Zawiść - niestety - lubi cieszyć się z cudzego nieszczęścia. Znacie?

"Uprzejmie informuję, że pan X jest posiadaczem mieszkań, stać go na wystawne przyjęcia dla znajomych i duże wydatki." (do izby skarbowej). Albo: "Moja sąsiadka bierze dużą rentę, ale chodzi uśmiechnięta. Uśmiechnięta, a chora?" (do ZUS). Polskie piekło...

Zagraniczni respondenci przywołanych wyżej badań uważają, że brakuje nam wzajemnego szacunku i zaufania oraz umiejętności budowania wspólnoty. Znacie?

No, to mamy o czym myśleć. Należy chyba zastanowić się i zdecydować, czy dobrze nam tak, jak jest, czy jednak chcemy coś zmienić. To może zająć trochę czasu, ale jeśli naprawdę chcemy, zacząć trzeba by już, zaraz. Od... siebie.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Korzystaliśmy z tekstu "Zawiśliśmy w zawiści" autorstwa Ewy Wilk, zamieszczonego w tygodniku Polityka nr 8 (2997).


sobota, 14 lutego 2015

Kochajcie się!

Dziś Dzień Zakochanych.

Dr Aleksandra Niemyjska z sopockiego oddziału Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej opublikowała z tej okazji ciekawy tekst ("Walentynki: ciemna strona idylli"), w którym czytamy m.in.:

"(...) Dzień Zakochanych, choć jest słodko reklamowany, czasami ma gorzki koniec. Z badań Amerykanów Katherine Morse i Stevena Neuberga wynika, że w okresie powalentynkowym prawdopodobieństwo rozpadu związku może być nawet 5,5 razy większe niż w innych miesiącach. (...) Dzień Zakochanych nie dla każdego jest ważny. Jedni oczekują go w napięciu, inni zapominają, że istnieje. Ci pewni tego, kim jest dla nich partner/partnerka - kochają łaskawie. Na ich uczucie nie wpływa to, na jaką formę obchodzenia (nieobchodzenia) walentynek zdecyduje się druga osoba. Ludzie niepewni uczuć partnera mogą traktować walentynki jako okazję do przekonania się, "kim naprawdę" on jest, "co naprawdę" ona czuje. Tak się dzieje w burzliwych związkach, w których czasem od jednego gestu lub słowa zależy, czy będzie błogo czy dramatycznie. W tym, jak widzimy drugą osobę, ujawniają się nasze lęki. Niepewni własnego znaczenia pragną, aby to znaczenie potwierdził partner. Tyle że wtedy wyznania i prezenty przestają wyrazem miłości. Staja się warunkiem istnienia."

I jeszcze o walentynkowych prezentach: "Francuski antropolog Marcel Mauss sądził, że >>dać coś oznacza dać cząstkę siebie<<, a otrzymać coś to >>otrzymać część czyjejś duchowej esencji<<. W ten sposób dajemy sobie najwięcej miłości. Kiedy dobre uczucia są cząstką nas, którą chcemy się podzielić, prezenty mają jedynie symboliczne znaczenie. Nieważne zatem, czy coś kupisz, czy przygotujesz piękną kolację. Istotne jest to, czy potraficie być dla siebie."

Czy potraficie być dla siebie... Kochajcie się. I już!


sobota, 7 lutego 2015

O byciu i bywaniu

Koresponduję ostatnio ponad granicami z jedną z Edikanek (tego określenia - także w e-mailu - użyła inna Edikanka z innego kraju) licznie zamieszkujących Europę. Nie wiadomo jak i którędy do wymiany myśli zakradły się rozważania cokolwiek filozoficzne, dotyczące życia, przemijania i tych wszystkich rzeczy, miłych i niemiłych, które przydarzają się w ciągu życia, które, jak wiadomo, przemija.

No i wyszło, że gdyby życie pokazać jako oś czasu, można by zaznaczyć na niej punkty oraz krótkie albo trochę dłuższe odcinki (to te kawałki pomiędzy punktami), które symbolizują zdarzenia lub okresy bardziej intensywne, szczęśliwe, fajne: miłości, przyjaźnie, wakacje, ciekawe prace, fajne projekty ;-)... A pomiędzy tymi punktami i krótkimi (albo trochę dłuższymi) odcinkami, rozsianymi raczej z rzadka, nie ma nic. To znaczy jest - oś. To znaczy "zwykłe" życie. Codzienność, bez euforii czy specjalnych emocji. Padły takie słowa: "Życie bywa piękne.... Czy jest...? Chyba rzadko... Ale bywa..."

No właśnie: JEST i BYWA.

Dalej było tak (mniej więcej): >>"Bywa" i "jest" sąsiadują ze sobą, choć są zupełnie różne. "Jest" jest krótkie, a potem następuje oczekiwanie na kolejne, czyli "bywa", które bywa naprawdę długie. Ciekawe, że kiedy jest "jest" nie chce się wierzyć, ze w ogóle bywa "bywa"... A kiedy jest "bywa", "jest" staje się odległe i wątpliwe.>>

Tak... A teraz chyba trzeba zastanowić się, jakie jest usprawiedliwienie dla zamieszczenia tego, co wyżej, w tym miejscu (blogu). Czy z tego płynie jakaś nauka? Chyba tak, na przykład taka, by, kiedy jesteśmy w trakcie "bywania" nie czekali biernie na "jest", ale dawali mu szansę pokazania się, szukali go aktywnie, prowokowali albo nawet kreowali. Wtedy na naszej osi będzie więcej punktów i odcinków, a mniej... "gołej" osi. Samo bycie w "bywaniu" będzie mniej "codzienne" i nużące. Kiedy dojdziemy do końca osi (do tej strzałki) okaże się, że było ciekawie, a może nawet, że więcej byliśmy, niż bywaliśmy? Każdy niesie swoją oś...

Dotrwaliście? Halo! JEST tam kto? A zatem trzymajcie się zdrowo i... BYWAJCIE!


A tak na marginesie: ciekawe, czy potraficie przetłumaczyć ten artykuł na język kraju, w którym mieszkacie? Hę?